Opowiadacz w opałach, czyli Dan Yashinsky

BEATA FRANKOWSKA

OPOWIADAĆ DALEJ,

czyli co mi dał udział w programie Grundtviga M.Y.T.H.O.S.

Once upon a time…Pewnego razu był sobie ojciec, który uwielbiał opowiadać historie swojemu małemu synkowi. Każdego wieczora szedł do pokoju chłopca, siadał przy nim na łóżku i opowiadał mu baśnie. Kiedy jednak tego wieczora chciał jak zwykle zacząć opowiadać, chłopczyk odwrócił się do niego plecami. Ukrył twarz w poduszce i zakrył się cały kocem. Ojciec usłyszał wyraźnie, jak chłopiec ciężko oddycha, bliski łez.

– Hej, co się stało? – zapytał tata, ale synek nie odpowiedział. – Co z nasza historią?

Wtedy chłopiec, przełykając łzy, wymamrotał coś, co bardzo zdziwiło jego ojca:

– Nie, tato. Nie chcę więcej słuchać żadnych historii.

Po chwili ojciec delikatnie dotknął pleców chłopca i zapytał: – Jak to się stało, że nie chcesz już więcej słuchać historii?

Chłopiec, wciąż odwrócony tyłem, wyszeptał: – Nienawidzę baśni. One nie są prawdziwe.

I powiedział to chłopiec, który do tej pory uwielbiał słuchać baśni, im dłużej, tym lepiej!

– Nie są prawdziwe? – powtórzył ojciec.

– Tak, kończą się zawsze tak samo: żyli długo i szczęśliwie, a to nie jest prawda. To wielkie kłamstwo.

Ojciec przez chwilę siedział w milczeniu, przypominając sobie siebie samego, kiedy miał tyle lat, co teraz jego synek. A potem powiedział:

– Pamiętam, jak kilka dni temu znalazłeś na podwórku martwego ptaszka, rudzika. Wykopałeś dla niego grób pod jabłonią i pochowałeś go w pudełku po butach. Widziałem to przez okno w kuchni. Czy ciągle myślisz o tym ptaszku?

Chłopiec pokiwał głową w poduszkę. – I jeszcze to, że dziadek jest chory – dodał cicho.

– Tak – powiedział tata. – Ptaki i dziadkowie. Tak, to zagadka, chyba najtrudniejsza na świecie. To przypomina mi, że ja również swego czasu zadałem tę samą zagadkę mojej babci.

I wtedy ona opowiedziała mi historię, której nigdy nie zapomniałem.. Nazywała ją zwykle Opowieścią o żółwiach, ludziach i kamieniach. W tej historii nie było nic o tym, że „żyli długo i szczęśliwie”. Chciałbyś posłuchać?

– Tak, opowiedz….

Tej historii, przełykając łzy, wysłuchałam w Walii w 2012 roku, podczas międzynarodowego festiwalu sztuki opowiadania „Beyond the Border”, w ramach uczestnictwa w programie Grundtviga M.Y.T.H.O.S. Opowiadał ją Dan Jashinsky, opowiadacz kanadyjski, o polsko-żydowskich korzeniach, założyciel festiwalu opowiadania w Toronto, występujący nieprzerwanie od ponad trzydziestu lat w Kanadzie, Stanach Zjednoczonych, Europie i Azji, miejmy nadzieję, że również niedługo i w Warszawie.

Ta opowieść, tak prywatna, intymna, a jednocześnie przywołująca elementarną sytuację opowiadania, stanowiła część większego projektu Dana „The storyteller at fault”. Podobnie jak w Księdze tysiąca i jednej nocy, Opowiadacz znajduje się tu w sytuacji wielkiego zagrożenia – ale tym razem powód jest inny: król kazał spisać wszystkie opowiadane historie i nie potrzebuje już żywego opowiadacza. Choć zawsze jest jeszcze ta ostatnia historia, której król nigdy do tej pory nie słyszał…I tak ciekawość słuchania „ten ostatni raz” generuje sytuację opowiadania po raz kolejny, jeszcze raz, jeszcze raz. Historia zaczepia się o historię, szkatułka kryje w sobie inną szkatułkę, i nie ma temu końca, bo opowieść i opowiadacz są jednym, i koniec opowieści przychodzi dopiero wraz ze śmiercią opowiadacza…

Wśród wielu historii, które wtedy usłyszałam, pojawiła się m.in. autorska wersja Dana opowieści o motylu i śnie, opowieści, nad którą jeszcze kilka dni temu pracowaliśmy wspólnie podczas warsztatów w ramach projektu M.Y.T.H.O.S. To było piękne dopełnienie tamtego procesu – wspaniały przykład, co można zrobić z tradycyjną historią, jak nadać jej własny sens, jak otworzyć ją na, jedyne w swoim rodzaju, pole skojarzeń i doświadczeń. Historię w takim kształcie mógł opowiedzieć tylko Dan, a jednocześnie była to wciąż ta sama, natychmiast rozpoznawalna, tradycyjna historia, opowiadana przez tylu opowiadaczy wcześniej i potem. Z wielką radością wysłuchałam również historii dobrze mi znanej i wiele razy przeze mnie opowiadanej, pochodzącej z norweskiej tradycji, „Siódmy ojcem w domu”. Opowieść, oparta na hipnotycznych powtórzeniach, pytaniach i odpowiedziach, które prowadzą nas coraz dalej i dalej, od ojca do ojca, od przodka do przodka, aż po same prochy zebrane w kamiennym rogu, w wersji Dana – niemal komiczna, w poetyce dziecięcego czarnego humoru, z tricsterskim chichotem zza grobu…

I kolejna refleksja: nie było tu nadmiaru formalnych pomysłów, ruch sceniczny ograniczony do dyskretnego, komunikacyjnego gestu, głos dość monotonny, obecność muzyki możliwa, choć niekonieczna – a jednak wszyscy słuchali go z zapartym tchem, sama słuchałam tak, jak dawno już nie słuchałam, całą sobą, całą duszą, można by nawet powiedzieć. Z poczuciem, że ten opowiadacz ma coś ważnego do opowiedzenia, że każdy z osobna i wszyscy jako wspólnota słuchaczy mieliśmy poczucie więzi i bliskości, że sam najwyraźniej lubi swoje historie, że wszystkie jego opowieści, śmieszne i smutne, z życia i z książek, są – cokolwiek to znaczy – prawdziwe.

To była wspaniała lekcja – zaufania i odwagi. Zaufania do siebie, do swoich wyborów, do wierności wobec wybranej przez siebie, opowiadanej historii. I jednocześnie odwagi – że można tradycyjną historię opowiadać dalej, nasycać ją własnymi pytaniami, wrażliwością, doświadczeniem.

Tak jak w tej baśni, pierwotnie należącej do kanonu braci Grimm – o dziewczynce, która była ciekawa, niektórzy nawet powiadali, że była zbyt ciekawa, ale powiedzcie sami, czy można być zbyt ciekawym? W wersji Grimmowskiej dziewczynka jest nie tyle ciekawa, ile ciekawska – i już wiadomo, że to się musi źle skończyć: Pani Trude zamieni ją w polano i wrzuci do ognia. Grimmowie kończą w tym momencie swoją historię, ale Dan Jashinsky opowiada ją dalej: dziewczynka, przemieniona w ptaka, wylatuje z płomieni i dostaje zadanie: musi opowiedzieć historię, ale taką historię, której Pani Trude nie zna, a ona jest baaardzo stara i zna mnóstwo historii. Dziewczynka wylatuje więc przez komin, lata nad lasem i słucha opowieści: drzewa, liścia, ziarenka piasku, kropli wody, kamienia…A potem wraca, pełna usłyszanych historii, i opowiada, opowiada…Pani Trude jest bardzo zadowolona, ale w końcu kręci głową: Bardzo to wszystko piękne, moje dziecko, ale tak się składa, że te wszystkie historie, które mi opowiedziałaś, znałam już, zanim ty się urodziłaś. A ja chcę, byś opowiedziała mi swoją historię, taką, której nie znam. I wtedy dziewczynka uśmiechnęła się i zaczęła opowiadać: Była sobie dziewczynka, o której mówili, że jest ciekawa, niektórzy nawet powiadali, że jest ZBYT ciekawa, ale powiedzcie sami, czy można być zbyt ciekawą?

Beata Frankowska

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: