Opowiadanie, animacja i etnografia

Jarosław Kaczmarek
Warszawa–Broniów–Ostałówek. Bluesowa podróż w poszukiwaniu opowieści
(Warsaw–Broniów-Ostałówek. Blues Journey in Search of a Story)

Jestem opowiadaczem. Opowiadam bajki, legendy, mity, historie osobiste, zasłyszane i zaczerpnięte z literatury, a także wymyślone przez siebie, inspirowane współczesnością – zdarzeniami z codzienności, odkryciami fizyki kwantowej, sportem, podróżami, spotkaniami z ludźmi. Sztukę opowiadania łączę z działaniami muzycznymi i animacją kultury. Jestem członkiem Stowarzyszenia „Grupa Studnia O”, które już od ponad dziesięciu lat propaguje sztukę opowiadania w różnorodnych formach.
Poniższy tekst rozpoczynam od autoprezentacji, gdyż moja profesja, choć mówi się o niej, że jest stara jak świat, jest u nas nową formą sztuki, przecierającą swoje ścieżki zarówno artystyczne, jak i na polach edukacji i animacji kultury. Moim zamierzeniem jest podsumowanie, z perspektywy opowiadacza, dotychczasowych doświadczeń pracy animacyjnej i artystycznej w Ostałówku i Broniowie oraz zarysowanie wynikających z nich pomysłów na wykorzystanie sztuki opowiadania jako narzędzia animacji kultury w środowisku wiejskim.

Bluesowy początek
Na zakończenie Opowieści bluesowych, od których rozpoczęła się moja przygoda z Ostałówkiem i Broniowem, Bolo Adamczyk, bohater opowieści, po wyruszeniu z Warszawy w poszukiwaniu bluesowego wtajemniczenia, gubi się w labiryncie obcych tradycji. Zrezygnowany, opuszcza krąg afrykańskich bluesmanów i próbuje samotnie odnaleźć własną drogę: „Ale to nie jest mój dom, ja nie jestem stąd. Gdzie są moje korzenie? Pytania, pytania, pytania… Nie wiem, nie wiem, nie wiem?”.
Pytania o własne korzenie i tożsamość wywołują wizję wiejskiej chaty, przed którą dziadek w słomianym kapeluszu gra na skrzypcach. Bolo rusza w jego stronę, ale im szybciej biegnie, tym chatka bardziej się oddala, a muzyka cichnie. A potem się budzi. Jest znów w Warszawie na początku podróży. Cała historia była jedynie grą wyobraźni, piosenką w piosence…
Było lato 2009 roku, kiedy pierwszy raz przyjechaliśmy z Gwidonem Cybulskim do Ostałówka, by wziąć udział w projekcie społeczno-kulturalnym Miejsce wspólne. Mieliśmy zaprezentować Opowieści bluesowe oraz poprowadzić warsztaty opowiadania i muzyki z młodzieżą i dziećmi. Opowieści bluesowe to projekt, który powstał w wyniku zderzenia naszych zainteresowań bluesem, muzyką afrykańską i sztuką opowiadania. Jego formuła, łącząca sytuację koncertu z opowiadaniem, pozwoliła nam odnajdywać się zarówno w teatrach, jak i w przestrzeniach miejskich kawiarni, klubów czy bibliotek. Przed przyjazdem do Ostałówka nie graliśmy na wsi. Byliśmy ciekawi, jak zostanie tam przyjęty blues, czy będą nas słuchać, czy znajdziemy nić porozumienia, ten wspólny horyzont ze słuchaczami, który sprawia, że opowieści nabierają życia.
Wydarzenie odbyło się w niezwykłym miejscu – w budynku zlikwidowanej szkoły, czekającym wówczas na decyzję o swoim dalszym przeznaczeniu. Sytuacja miała coś z klimatu Umarłej klasy Kantora. Puste klasy, pełne zakurzonych pomocy naukowych, jak gdyby czekające na uczniów z zaświatów, tworzyły scenerię naszego występu. Publiczność – młodzież i starsi – zasiadła na szkolnych krzesełkach. No to zaczynamy! Hej ludzie, posłuchajcie historii, co was rozśmieszy, a może zaboli! Opowieści o bluesie…
Ten pierwszy wieczór w Ostałówku był intensywny i żywy. Opowieści i piosenki pięknie wybrzmiały, czuliśmy, że udało się nam nawiązać kontakt ze słuchaczami, że nasza opowieść trafiła we właściwe miejsce i czas. W następnych dniach przeprowadziliśmy warsztaty muzyczne z dziećmi i młodzieżą, zakończone wspólnym występem podczas wydarzenia finałowego. W międzyczasie miały miejsce liczne spotkania z miejscowymi, sportowe gry, wieczorne zabawy. Wraz z innymi animatorami czuliśmy, że ludzie z Ostałówka odczuwają potrzebę, by zrewanżować się „studentom z Warszawy”, jak nas tu nazywano, za naszą obecność i działania. Urodziny odprawiane przy stołach ustawionych pod gołym niebem, zabawa w samodzielnie urządzonej przez miejscową młodzież dyskotece-siłowni, spotkanie w domu wybitnego skrzypka pana Tkaczyka z Ostałówka i wiele innych interakcji między nami – to były gesty akceptacji i uznania, a zarazem pokaz „bogactwa” miejscowej społeczności, jej gościnności i gotowości do wspólnych działań, twórczej wyobraźni i otwarcia na spotkanie oraz nowe inicjatywy, wpisujące się w życie wsi.
Po powrocie do Warszawy jeszcze długi czas byłem pod wrażeniem intensywności czasu spędzonego w Ostałówku. Czułem, że zawiązała się tam żywa relacja między animatorami kultury a lokalną społecznością, otwierająca przestrzeń do dalszych działań. Z niecierpliwością czekałem na kolejny wyjazd.

Blues końca świata
W czasie kolejnych wyjazdów i działań w Ostałówku oraz sąsiednim Broniowie skupiałem uwagę na „rozpoznaniu terenu” – wyznaczałem w pamięci mapę ważnych miejsc, starałem się poczuć genius loci. Próbowałem zrozumieć siatkę międzyludzkich powiązań. Z perspektywy opowiadacza poszukiwałem lokalnej opowieści, składając ją z indywidualnych narracji poznawanych osób. Tropiłem w niej punktów wspólnych z własną „opowieścią bluesową”, w poszukiwaniu inspiracji do dalszego działania.
W rozmowach z najstarszymi mieszkańcami wsi mogliśmy usłyszeć powtarzające się głosy: Dawniej to były zabawy, grało się na weselach, a teraz nic nie ma. Nawet szkołę nam zabrali! Tak lubiłam gwar dzieciaków na drodze, a teraz tylko cisza, tylko smutek. Młodzi stąd uciekają, nie mają tu żadnych perspektyw.
Najstarsze pokolenie miejscowych łączy dziś doświadczenie poczucia „końca świata”. W rezultacie ekonomicznego upadku małych gospodarstw i degradacji zawodu rolnika następuje rozpad najważniejszego etosu życia na wsi, jakim było od zawsze poczucie wartości i przywiązanie do ziemi, zapewniającej byt i stanowiącej wyznacznik jednostkowej i zbiorowej tożsamości (ziemia-dom, ziemia-rodzina, ziemia-ojczyzna). Najstarsi mieszkańcy wsi czują się wykorzenieni, choć nikt nie wygania ich z własnych domów. Od biedy, z którą większość jakoś sobie radzi, smutniejsze jest poczucie, że ich tradycja i sposób życia nie będą miały kontynuacji, przeminą bezpowrotnie wraz nimi. Dlatego właśnie budynek opuszczonej szkoły w Ostałówku był dla nich jak żywy obraz, przypominający, że ciągłość pokoleniowa została przerwana i dla starego świata nie ma już przyszłości.
A nowy świat jest już gdzie indziej… Młode pokolenie jest nastawione na konieczność opuszczenia rodzinnych stron w poszukiwaniu pracy. Powszechną praktyką miejscowych są wyjazdy do sezonowej pracy za granicę. Nieliczni wiążą swoją przyszłość z pozostaniem na ojcowiźnie.
Egzystencjalny smutek przemijania i poczucie oderwania od korzeni – to jedna z opisowych definicji tego, czym jest „blues”. „Bluesowy” jest także stan ducha, związany z podróżowaniem w poszukiwaniu lepszego życia. Pomimo tej „bluesowej” aury biedy i poczucia zepchnięcia na margines współczesnego świata, mieszkańcy Ostałówka i Broniowa ani przez chwilę nie sprawiali wrażenia społeczności pokrzywdzonej brakiem dobrodziejstwa ograniczonego dostępu do instytucji kultury. W czasie kolejnych wizyt cały czas towarzyszyło mi pytanie o przyciągającą aurę tego miejsca. Z każdym nowym dniem pobytu odkrywałem niesamowity potencjał kreatywności mieszkańców tych okolic, badany i opisywany już wcześniej w trakcie różnorodnych działań etnograficznych.
Traktory i maszyny własnej produkcji, pojazdy terenowe, kosiarki do trawy na podwórkach domów; samodzielnie urządzona przez młodzież siłownia, z wykonanymi własnoręcznie przyrządami; kalejdoskop barwnych postaci na czele z panem Zielonką – budowniczym, muzykantem, gawędziarzem, autorem tekstów kabaretowych, konstruktorem i wynalazcą w jednej osobie, skrzypek pan Szewczyk, strażacy, piłkarze, chór Ostałek – miejscowy koloryt i bogactwo kulturowych i społecznych aktywności ani przez chwilę nie pozwalały mi poczuć się artystą czy animatorem, mającym misję kulturalnego re-animowania miejscowej społeczności.
W trakcie kolejnego cyklu wyjazdów na wieś w ramach nowego projektu ShortCut/ Cięcie: Prolog z ciekawością obserwowałem zacieranie się, w praktycznych działaniach naszej grupy, granicy pomiędzy etnografią i animacją kultury, pomiędzy badaniami i obserwacją a działaniem. Proces ten opisywali Tomasz Rakowski i Weronika Plińska w tekście Badanie – rozumienie – działanie społeczne. Projekt etnografii animacyjnej i etnograficznie zorientowanej animacji kultury: „Etnografia zaczyna podążać za poszczególnymi aktorami społecznymi i za procesami komunikacji poprzez różne media – poprzez słowa, przedstawienia, poprzez rzeczy, cielesność czy zachowania polityczne. Powoli, podobnie jak animacja kultury, zaczyna »podążać za interakcją«, co będzie według nas głównym punktem stycznym obu dziedzin” (Rakowski, Plińska 2009: 2).
Miałem poczucie przynależności do intrygującego procesu kształtowania się nowej formuły badania/animacji kultury w środowisku wiejskim, przekraczającej granicę akademickich specjalizacji. Zarazem odczuwałem wciąż dystans i potrzebę samookreślenia, zarówno w stosunku do grupy animatorów i etnografów, jak i samych mieszkańców wsi, wynikające z odmiennej, indywidualistycznej roli opowiadacza. Chcąc wpisać się twórczo w proces dalszych działań w Ostałówku i Bronowie, musiałem zadać sobie pytania o własną tożsamość, doświadczenie i warsztat praktycznych umiejętności oraz cel dalszej pracy.

Miasto – wieś – przestrzeń inspiracji
Jednym z najważniejszych doświadczeń z czasów studiów na Wydziale Filologii Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego były dla mnie wyjazdy do ośrodków kultury, działających w środowisku wiejskim, organizowane w ramach programu specjalizacji „Animacja kultury”. Ja i moi przyjaciele z Grupy Studnia O. byliśmy pierwszym rocznikiem adeptów nowego programu edukacji, opracowanego przez wykładowców z Katedry Kultury Polskiej pod kierownictwem prof. Andrzeja Mencwela, będącej w tamtych czasach, na początku lat dziewięćdziesiątych minionego stulecia, częścią polonistyki. Tamten czas był także okresem „twórczej młodości”, kształtowania się i ewolucji programu współpracujących z Katedrą Kultury Polskiej ośrodków kultury, działających na wsi – Ośrodka Praktyk Teatralnych „Gardzienice”, Ośrodka „Pogranicze” w Sejnach, lubelskiej Fundacji Kresy, Teatru Wiejskiego „Węgajty”. Niezwykle inspirujące było dla mnie zapoznanie się z różnorodnością podejmowanych na wsi działań, wynikających z odmiennego rozumienia ról artysty i animatora kultury oraz ich relacji ze środowiskiem wiejskim.
Zadając sobie pytanie o cel i sposoby działań w Ostałówku i Broniowie, bardziej lub mniej świadomie musiałem się odnieść do dorobku generacji moich nauczycieli. Tym, co łączyło wszystkich uczestników tamtej wiejskiej odysei lat osiemdziesiątych, była świadoma decyzja opuszczenia miasta. Ten gest miał wiele wymiarów politycznych, artystycznych i światopoglądowych. Nie wdając się w ich analizy, sprowadzał się do obrazu: intelektualiści – ludzie z miasta osiedlają się na wsi i tworzą tam ośrodki kultury.
Ja i moi rówieśnicy znajdowaliśmy się w innym punkcie wyjścia. Od początku chcieliśmy działać w przestrzeni miasta, znaleźć sposób na przeniesienie do Warszawy intensywności sytuacji spotkania i erupcji twórczej energii, których doświadczaliśmy na wsi. Spotykaliśmy się w blokach, gdzie śpiewaliśmy poznane tam pieśni, stworzyliśmy grupę ludzi, poszukujących własnej, miejskiej tożsamości, czerpiąc inspirację i energię z działań na wsi.
Mieliśmy szczęście, że transformacje ustrojowe otworzyły przestrzeń działań kulturalnych w okresie, gdy wchodziliśmy w dorosłe życie zawodowe. Biblioteki i księgarnie stawały się miejscami spotkań, muzea i galerie poszukiwały nowych form interakcji z odbiorcami, pojawiły się możliwości zdobycia środków finansowych na realizację projektów animacyjnych i artystycznych. Widząc otwartą przestrzeń do działania, szukaliśmy własnej formy. Byliśmy indywidualistami, chcieliśmy znaleźć sposób na pełną ekspresję własnych zainteresowań – literackich, muzycznych, teatralnych, naukowych, edukatorskich, animacyjnych. Pewnego dnia odkryliśmy, że istnieje na świecie sztuka opowiadania – storytelling, która nie potrzebuje sceny, jest praktykowana w bibliotekach, muzeach i szkołach; która jest tania i mobilna, otwarta na odbiorców, wchodząca z nimi w żywy dialog. Uprawiając sztukę opowiadania, nie musieliśmy rezygnować z żadnego z naszych pól zainteresowań. Mogliśmy dać się porwać fantazjom czy też skupić na badaniu i narracyjnej podróży przez wybrane kultury. W zależności od kontekstu, przechodziliśmy od roli artystów do animatorów i edukatorów.
Pytanie: „kim jestem?”, w odniesieniu do bycia i działania w Broniowie i Ostałówku, sprowadzało się do zdefiniowania roli „ja” opowiadacza w relacji do tej konkretnej, wyrazistej kulturowo społeczności. Czy zgodnie z ideami spod znaku community arts powinienem wykonać zwrot ku ludziom, podporządkować swoje działania zdefiniowaniu i rozwiązywaniu lokalnych problemów, zrezygnować z osobistego repertuaru opowieści i stać się akuszerem lokalnej historii? A może odwrotnie, stać się indywidualistą do końca, wzmocnić formę opowiadania elementami widowiska, opowiadać swoją osobistą historię w różnorodnych odsłonach, licząc na to, że indywidualna ekspresja twórcza sprowokuje indywidualne, wyraziste odpowiedzi miejscowych? Czułem, że obie te ścieżki nie wykluczają się nawzajem… Zmęczony rozważaniami wpadłem na pomysł, żeby zagrać mecz! Broniów kontra Ostalówek!

Mecz jako narracja
Opowiadanie historii zakłada zawsze istnienie wspólnego horyzontu wyobraźni pomiędzy opowiadaczem a słuchaczami, którym była niegdyś mitologia. Co spełnia dziś rolę jej odpowiednika? Gdzie ukrywają się postacie bohaterów i herosów, ich bohaterskie gesty, decydujące o losach świata? Odpowiedź wydawała się prosta, przynajmniej w odniesieniu do grupy mężczyzn i młodzieży z Broniowa i Ostałówka. Współczesną mitologią jest świat sportu, a w szczególności piłka nożna. W Ostałówku i Broniowie panuje wśród chłopców kult sprawności i tężyzny fizycznej, większość z nich gra na co dzień w piłkę, a duża grupa trenuje w miejscowym klubie. Gra w piłkę jest najpopularniejszą rozrywką, integruje młodzież i organizuje jej wolny czas.
W piłkę się gra, piłkę się ogląda w telewizji, ale o piłce można też opowiadać. Opowieści futbolowe to projekt, w którym opowiadam historie z dziejów światowej i polskiej piłki nożnej, wykorzystując dynamiczny styl języka komentarza sportowego, przywołujący atmosferę z czasów, gdy transmisji z meczów słuchały w skupieniu całe rodzinny zgromadzone przy radiowych odbiornikach.
Celem działania „Mecz Broniów-Ostałówek” było dla mnie znalezienie przejścia pomiędzy sytuacją gry – żywiołu aktywności fizycznej, a sytuacją opowiadania. Czy mecz może być narracją, której uczestnicy będą zarówno bohaterami wydarzeń, jak i współtwórcami oraz odbiorcami opowiadanej historii?
Organizacja meczu wymagała szeregu działań, została w nie zaangażowana duża część miejscowej społeczności oraz grupa animatorów. Punktem wyjścia był wieczór opowieści futbolowych, zorganizowany w kinie letnim w Broniowie, którego powstanie było jednym z rezultatów animacyjnych działań w Ostałówku. Po opowieściach odbył się „artystyczny konkurs rzutów karnych”, którego uczestnicy, oprócz zdobycia bramki, mieli za zadanie zaprezentować oceniane przez jury futbolowe gesty radości lub rozpaczy. Konkurs był „na żywo” komentowany przeze mnie. Przygotowanie boiska – zasypanie dziur i nierówności – wymagało intensywnej zespołowej pracy. Istotnym elementem działania było przygotowanie koszulek. Każdy z zawodników malował na swoim trykocie godło drużyny i swoje nazwisko. Była to chwila indywidualizacji każdego z graczy, a zarazem rytualny gest potwierdzenia swojej przynależności do zespołu. Znaczące było to, że lokalni liderzy grupy, tacy jak Kozak (dwudziestoletni Konrad z Broniowa) – inicjator zorganizowania wspólnej siłowni – decydowali się na umieszczanie na koszulkach swoich nazwisk i pseudonimów. Pozostali utożsamili się z gwiazdami futbolu: Ronaldo, Raulem, Borucem. Organizację meczu wsparli miejscowi strażacy, którzy przyjechali na boisko swoim wozem, zapewniając oświetlenie i dostęp do prądu. Oprawa wydarzenia była wzbogacona o elementy happeningu. Tomasz Rakowski, ubrany w fartuch kowalski, odgrywał rolę lekarza sportowego. Animatorzy wraz z mieszkańcami utworzyli pomalowaną, rozśpiewaną grupę kibiców. Ja spełniałem rolę komentatora – akcentując i wzmacniając boiskowe zagrania, prowokowałem graczy do indywidualnych gestów i popisów.
Początkowo mieliśmy wątpliwości, czy dopuścić do boiskowej konfrontacji Broniowa z Ostałówkiem, wiedząc o żywych antagonizmach pomiędzy niektórymi chłopakami z obu wsi. Obawy okazały się bezpodstawne, mecz odbywał się w „olimpijskiej atmosferze pokoju”, był pełen przyjacielskiej, radosnej ekspresji. Zarówno pokonani, jak i zwycięzcy po zakończeniu gry wspólnie świętowali, śpiewali, pozowali do zdjęć.
Ważnym elementem, zamykającym strukturę wydarzenia, była impresja filmowa z meczu, nakręcona przez Annę Rosiak. Została ona zmontowana w jeden dzień i zaprezentowana w świetlicy w Ostałówku, w czasie spotkania, kończącego cykl naszych działań. Film był entuzjastycznie przyjęty przede wszystkim przez samych uczestników zdarzenia, którzy domagali się kilkukrotnego powtórzenia projekcji. Ten entuzjazm i sposób, w jaki domagano się ponownego oglądania filmu, pozwolił mi zdać sobie sprawę, że nie wynikało to bynajmniej z narcyzmu, że działo się tu coś więcej. Obraz niejako przeniósł wydarzenie w przestrzeń mitu. Pamięć wzmocniona obrazem uczyniła z meczu zatrzymaną w czasie opowieść, której odbiorcy byli jednocześnie bohaterami wydarzeń. Mecz, wraz z towarzyszącym mu scenariuszem działań i społecznych aktywności, stał się wydarzeniem kulturowym, które na długo zapadnie w pamięć wszystkich uczestników. Jego swoistym epilogiem było zorganizowanie przez Kozaka i innych chłopaków „broniowskiej strefy kibica” w czasie Euro 2012. Takie inicjatywy mają znaczenie komunikatu: centrum świata może być tutaj!

Blues Kuby – spotkanie
Niezależnie od ścieżki sportowej podążałem dalej przez wieś ścieżką bluesa. W ramach cyklu finałowych zdarzeń projektu ShortCut/ Cięcie: Prolog zagraliśmy znów Opowieści bluesowe. Tym razem spektakl odbył się w świetlicy w Broniowie i miał efektowną oprawę wizualną, przygotowaną przez Piotra Cichockiego. Zagraliśmy z pełnym nagłośnieniem, tworząc tym razem wyrazistą granicę pomiędzy przestrzenią artystyczną a publicznością. Mimo to koncert przyniósł niezwykłą dla nas sytuację spotkania. Wieść o przybyciu „bluesmanów z Warszawy” przyciągnęła do Broniowa chłopaka z sąsiedniej wsi – czternastoletniego Kubę Goździka. Okazał się on wybitnie utalentowanym gitarzystą, wielbicielem bluesa i klasycznego rock’n’rolla z lat pięćdziesiątych. W czasie koncertu pojawił się na scenie i improwizował razem z nami. Z błyskiem w oczach wymieniał nazwiska wszystkich bluesmanów, których wizerunki wyświetlane były na ścianach świetlicy…
Spotkanie z Kubą otworzyło nowy etap podróży w poszukiwaniu „bluesa”. Zaczęliśmy razem grać. Pojawił się pomysł założenia zespołu. Dalej wydarzenia toczyły się szybko. Okazało się, że w sąsiedztwie Kuby mieszka utalentowana wokalistka – Ola, a w pobliskim Szydłowcu perkusistka Nikola i basistka Dominika. Organizując przestrzeń do prób, spotykaliśmy się z życzliwością rodziców Kuby, dyrekcji szkoły w Chlewiskach, wokół zespołu szybko utworzył się wspierający nasze działania krąg kolegów. Tego lata zagraliśmy dwa pierwsze koncerty w Broniowie, przy świetlicy i siedzibie straży pożarnej. Nasz zespół przyjął nazwę Barakuda, na cześć jednego z wozów strażackich…

Dalsze perspektywy – wymiana opowieści w bluesowym kręgu
W tym miejscu kończę odniesienia do minionych zdarzeń i przechodzę do opisu pomysłów na przyszłość, będących rozwinięciem dotychczasowych działań.
Sztuka opowiadania jako forma animacji kultury zawsze dąży do otworzenia sytuacji opowiadania, czy to w formie widowiska, czy kameralnego spotkania. Na poszczególnych etapach działań może „ukrywać” swoje medium, jakim jest żywe słowo. Opowiadacz może podjąć próbę wywołania „ducha opowieści”, animując sytuacje artystyczne i społeczne oparte na innych formach działań – w tym wypadku muzycznych i sportowych. Nie są one jednak celem samym w sobie, gdyż mają prowadzić do żywej narracji opartej na słowie, w której dochodzi do chwil wymiany czy też zatarcia granicy między opowiadaczami a słuchaczami. Jak by to miało wyglądać w praktyce w kontekście Broniowa i Ostałówka?
Założenie zespołu Barakuda pozwala na inicjowanie i wzbogacanie lokalnych wydarzeń, których jednym z elementów może być nasz koncert. Mam jednak świadomość, że wraz ze wzrostem kompetencji artystycznej następuje proces pogłębiania się dystansu pomiędzy artystami-wykonawcami a publicznością. Po koncercie Barakudy w Broniowie rozlegały się głosy: Kuba, teraz to będziesz gwiazdorem, Kiedy wystąpicie w telewizji?. Nie chodzi mi jednak o rozwój formy artystycznej (choć zakładam, że będzie on postępował), który prowadzi nieuchronnie do wykreowania sytuacji estradowej, będącej zawsze przeciwieństwem sytuacji opowiadania.
Pierwszym planowanym etapem otwarcia formuły zespołu będzie przeprowadzenie w Ostałówku i Broniowie warsztatów układania tekstów piosenek. W trakcie naszych rozmów i spotkań z mieszkańcami Ostałówka i Broniowa wielokrotnie słyszeliśmy zdania i frazy, jakby wyjęte z literackich powiedzeń i cytatów, humorystyczne, filozoficzne, egzystencjalne.
Natomiast moim celem będzie przygotowanie wraz mieszkańcami, zarówno z tymi najstarszymi (w czasie indywidualnych spotkań i kameralnych wieczorów opowieści w przestrzeni domowej), jak i dziećmi oraz młodzieżą (formuła warsztatów) zestawu broniowskich i ostałowskich bluesów, które wpiszemy w repertuar zespołu Barakuda. Teksty ułożą się w narrację, w której pojawią się prawdopodobnie odwieczne bluesowe motywy, takie jak: poczucie „bluesa” – smutku, refleksji nad przemijaniem starego świata, konieczności wyruszenia w drogę (za chlebem i w poszukiwaniu przygody), złości na społeczną niesprawiedliwość, pragnienia beztroski i zabawy, rozterek miłosnych, fascynacji motoryzacją… Nie zabraknie piosenki futbolowej, wyśpiewanego przepisu na najlepszą zupę babci, filozoficznych point pana Zielonki, muzycznych wspomnień pana Tkaczyka. Z pewnością pojawią się też zaskakujące tematy i motywy… Sytuacja, w której wielu mieszkańców stanie się współautorami piosenek, zainicjuje nową relację pomiędzy zespołem a społecznością. Koncert zyska inny wymiar.
Następny etap będzie polegał na otwarciu formuły koncertu na sytuację opowiadania. Poszczególne piosenki staną się jak gdyby furtkami do otwarcia szkatułek indywidualnych opowieści, które będą otwierały formuły kolejnych działań. Scenę zastąpi krąg. Zrezygnujemy z nagłośnienia. Koncert zmieni się w widowisko narracyjne, w czasie którego będzie miejsce na przywołanie indywidualnych wspomnień i opowieści mieszkańców. Muzyka będzie stanowiła ramę, łączącą i zamykającą poszczególne wątki. Tak jak pierwszego letniego wieczoru w umarłej szkole w Ostałówku, popłyną Opowieści bluesowe, ale tym razem współtworzone i wypowiadane przez krąg uczestników.
Opowiedzieć własną historię i być wysłuchanym – to tak mało czy aż tak wiele? Paradoksem świata demokracji jest to, że żywe sytuacje wymiany opowieści są takie rzadkie w życiu społecznym, a przecież system ten z założenia ma opierać się na nieskrępowanej wymianie myśli i poglądów. Wierzę w to, że stwarzanie sytuacji opowiadania, przy wykorzystaniu różnorodnych narzędzi sztuki i animacji kultury, jest procesem, prowadzącym do wzmacniania indywidualnej i wspólnotowej tożsamości. Trochę jak wypisywanie swojego imienia na koszulce drużyny przed meczem…

Uchwycić puls życia – etnografia w rytmie bluesa
Opowieść nigdy się nie kończy. Z jej głównego nurtu odgałęziają się wciąż nowe wątki. Zamknięta szkatułka jednej opowieści otwiera następną. Narracja przechodzi w metanarrację. Opowiadacz nieustająco poszukuje nowej perspektywy, porzuca rolę uczestnika zdarzeń, przyjmując dystans narratora. Poszukuje punktów, w których spotykają się rzeczywistość i wyobraźnia. W jednych sytuacjach wyraziście akcentuje swoją indywidualność, wyodrębniając się z grupy i przejmując role lidera-narratora, w innych staje się uważnym obserwatorem, wspiera działania innych jako słuchacz, w każdej chwili gotowy do przyjęcia roli aktywnego uczestnika. Ma w sobie coś z figury homeryckiego Odyseusza, prowadzącego nieustającą grę ze swoją tożsamością, który, w sytuacji próby w jaskini Polifema, potrafi zawiesić swoją tożsamość bohatera, mówiąc, że jest „Nikim”, by po chwili wykrzykiwać obłędnie swoje imię.
Niezwykle ważną ścieżką pracy będzie dla mnie przygotowanie narracji, zawierającej podsumowanie doświadczeń z dotychczasowego i przyszłego cyklu działań w Ostałówku i Broniowie, którą przywieziemy do miasta i tam opowiemy. Niezbyt często uczestniczę w akademickich spotkaniach, będących podsumowaniem i prezentacją realizacji projektów terenowych. Jednak zazwyczaj, gdy miałem ku temu okazję, wychodziłem z nich rozczarowany, w poczuciu nieprzystawalności używanego języka i stylu prowadzonej narracji do realnego doświadczenia bycia i działania z ludźmi. Także imponujące prezentacje internetowe, doskonale opracowane graficznie, być może są odrębną sztuką, spełniającą ważną rolę w procesie promocji i ewaluacji projektów, ale często wydają się pozbawione siły przeniesienia w swój wymiar żywego doświadczenia. W tym miejscu stawiam przed sobą, a także przed pozostałymi uczestnikami działań w Ostałówku i Broniowie, postulat wypracowania indywidualnego języka narracji, opowieści uczestniczącej, wielowymiarowej, opartej na żywym słowie, otwierającym przestrzeń dla innych mediów (film, fotografia, performens, działania muzyczne), otwartej na udział zaproszonych gości. Dotychczasowe prezentacje projektu, przede wszystkim wystawa w Galerii „Kordegarda” w Warszawie z 2011 roku, w której wzięli udział mieszkańcy Ostałówka i Broniowa, ukazują, że wszyscy uczestnicy zdarzeń, animatorzy i etnografowie, odczuwają żywą potrzebę opowiedzenia swoich doświadczeń, różnorodnym językiem, na różnorodnych poziomach. Mam wrażenie, że każdy z nas szuka swojego sposobu opowiadania, chcąc uniknąć „zabijania” żywych doświadczeń i relacji przy przechodzeniu na poziom analizy, klasyfikowania, budowania interpretacyjnych struktur. Takie myślenie nie musi oznaczać rezygnacji ze ścieżki naukowych – etnograficznych czy kulturoznawczych – dociekań. Natomiast prowadzi ono do postulatu „odgrywanej etnografii”, o której pisał Tomasz Rakowski, przywołując idee klasyka antropologii Victora Turnera – antropologa »społecznych wydarzeń«.:
„Wychowany w rygorze brytyjskiej szkoły antropologii, szkolącej całe pokolenia w trudnej sztuce budowania logicznych schematów struktur krewniaczych, nie mógł on zrozumieć, jak można zamykać te pełne napięcia doświadczenia społeczne w notatkach, schematach graficznych, słowem – w nieruchomych tekstach. Taka antropologia – pisał Turner – jest co najmniej mało atrakcyjna. Adepci wiedzy etnograficznej długie godziny spędzają nad spisywanymi relacjami i teorią stosunków społecznych, tak jakby z góry zakładano, że analiza – jak pisze – „dotyczyła trupa”, tj. nieruchomego, zmumifikowanego materiału – notki, grafu, teorii struktur rodowych, praesens ethnographicum. Tymczasem – jak pisze za D. H. Lawrencem – etnografia powinna stawić w centrum uwagi »żywego mężczyznę« i »żywą kobietę«, musi na nowo odkryć, że dotyczy żywej sfery kultury. »Doszedłem do wniosku – pisze zatem Turner – że czytanie i komentowanie materiałów etnograficznych to za mało; tak naprawdę powinniśmy je odgrywać«” (Rakowski 2009: 118).
W tym kontekście moim narzędziem „gry” jest sztuka opowiadania oparta na żywym słowie. Jej właściwością, jako narzędzia animacji kultury, jest zdolność wchodzenia w dialog z innymi mediami i różnorodnymi pomysłami na działania z lokalną społecznością. Opowiadacz jest animatorem sytuacji wymiany myśli i osobistych doświadczeń, wierząc, że opowiedzenie własnej historii i wysłuchanie innych prowadzi do wzajemnego zrozumienia, poczucia wspólnego „bluesa”, bez którego twórcze działania, zmierzające do zmiany rzeczywistości, nie mogą być owocne.
W poszukiwaniu pointy na zakończenie pozwolę sobie przywołać cytat z Niesamowitej Słowiańszczyzny Marii Janion: „Otóż sądzę, że podstawą humanistyki jest opowieść. Nie wystarczy coś zobaczyć, przeżyć lub nawet pojąć. Trzeba jeszcze umieć to opowiedzieć. (…) Opowieść, artystyczna w zamiarze lub nieartystyczna, dąży do formy – czy tego chce, czy nie chce. Jeśli nie dąży do formy, staje się niezrozumiała. (…) Opowieść, również opowieść humanistyki, jest sposobem orientacji w świecie. Energia opowieści to energia wrażliwości na Innego, na tego, któremu się opowiada, i którego się słucha, tworząc krąg zrozumienia i współczucia, będącego szczególną formą rozumienia. Opowiadając, zakładam dobrą wolę wymiany opowieści” (Janion 2006: 9).

Bibliografia:
Janion M., 2006, Niesamowita Słowiańszczyzna. Fantazmaty literatury, Kraków: Wydawnictwo Literackie.
Przyjemności opowiadania, 2006, red. Małgorzata Litwinowicz, Warszawa: Instytut Kultury Polskiej.
Rakowski T., 2009, Spotkania – widowiska – sytuacje etnograficzne. Antropologia zaangażowana jako nowy wymiar poznania społecznego, [w:] „Przegląd Kulturoznawczy”, nr 1.
Rakowski T, Plińska W., 2009, Badanie – rozumienie – działanie społeczne. Projekt etnografii animacyjnej i etnograficznie zorientowanej animacji kultury, [w:] „Kultura Współczesna”, nr 4.

Tekst ukazał się w książce „Etnografia/animacja/sztuka. Nierozpoznane wymiary rozwoju kulturalnego, red. Tomasz Rakowski et.al, Narodowe Centrum Kultury, Warszawa 2013

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: